Radzyński Rocznik Humanistyczny

Portal Kozirynek

Zamach na Dykowa

Działalność SS-Unterscharführera Adolfa Dykowa, a także jego postawa wobec Polaków i Żydów odbiła się szerokim echem na Podlasiu, zarówno wśród ludności cywilnej, jak i w oddziałach partyzanckich. Zbrodniczy charakter działań gestapowca skłonił wymiar sprawiedliwości Polskiego Państwa Podziemnego do wydania na niego w 1942 r. wyroku śmierci. Kilkukrotnie podjęto próby jego likwidacji. Wykonawcą tej decyzji mieli być nawet żołnierze Kedywu z Warszawy, jednak ich akcja nie skończyła się pomyślnie. Czterokrotnie wyrok próbowali wykonać akowcy z plutonu Kedywu z Rudna i Brzozowego Kąta. Dwa razy do zamachu podchodzili „chłopcy” kresowego Kedywu z Lidy. Paweł Haniewicz – jeden z żołnierzy kresowej ekipy – był specjalistą w tego rodzaju akcjach. Mówiono, że ma za sobą wykonanie 14 wyroków śmierci. W czasie akcji wraz z kolegą zatrzymał samochód, którym zwykle poruszał się Dykow. Tym razem nie było go jednak w samochodzie .

Gestapowiec brał ze sobą obstawę, starał się utrudniać potencjalnym zamachowcom zadanie – jego samochód jeździł różnymi trasami. Sprawiało to ogromne kłopoty próbującym go śledzić. Ponadto jego obstawa, złożona z Ukraińców, posiadała erkaem.

Mimo tych przeciwności wywiad obwodu AK Radzyń Podlaski śledził każdy ruch Dykowa. Obserwację ułatwiał fakt przeniknięcia wywiadowców Armii Krajowej do środowiska niemieckiej Kriminalpolizei w Radzyniu. Wraz z rozwojem niemieckiego terroru komendanci obwodów AK Radzyń i Włodawa zaczęli otrzymywać coraz to nowe meldunki dotyczące działalności Dykowa. Do Tadeusza Golki „Kruka”, komendanta rejonu III (Parczew), docierały coraz to nowe informacje od wywiadowców, również od tych umieszczonych w Kriminalpolizei w Radzyniu, m.in. od Andrzeja Kietlińskiego, o szkodliwej działalności Dykowa i jego siatki wywiadowczej. Zorientowano się, że w warunkach zagrożenia znalazł się sam komendant obwodu AK Radzyń mjr Konstanty Witkowski „Müller”, a także komendanci poszczególnych rejonów: Zymunt Teodorowicz „Puchacz”, Piotr Waszczuk „Socha”, Jerzy Turski „Gryf”, Stefan Węgrzyniak „Rydz” i in. Zagrożeni byli także żołnierze włodawskiego AK: Józef Milert „Sęp” – komendant obwodu oraz komendanci rejonów: Zbigniew Kowalski „Stach”, Bronisław Haraciński „Tajfun” oraz Tadeusz Golka „Kruk” .

Funkcjonariusze niemieckich służb bezpieczeństwa, wraz z zaangażowanymi agentami, deptali dowódcom AK po piętach. Dobitnie świadczyło o tym skuteczne rozpracowanie, a następnie aresztowanie we wrześniu 1943 r. grupy inż. Witolda Zelenta. Do więzienia trafili wówczas m.in. Włodzimierz Czech, Andrzej Kietliński, Tadeusz Bąk wraz z bratem, Tadeusz Rosołowski, Lolek Chmielewski i Karol Luft.

Sytuacja narastającego zagrożenia pchnęła zwierzchników AK Radzyń do podjęcia decyzji o przyspieszeniu akcji wykonania wyroku. Okazało się, że jest to jednak niezwykle trudne. Podjęto kolejne próby, jednak początkowo bezskutecznie. O jednej z nich wspominał por Jerzy Skoliniec „Kruk” z radzyńskiego Kedywu:

8-go października 1943 r. otrzymałem rozkaz od ppłk. „Ksawerego” [Konstantego Witkowskiego – przyp. D.S.], aby zorganizować zasadzkę na Dykowa. Wziąłem ze sobą do tej akcji st. sierż. Mariana Pakulę „Śmiech” i 16-tu żołnierzy. Uzbrojeni byliśmy w dwa rkm-y Browning + 600 sztuk amunicji, 15 karabinów + ponad 1000 sztuk amunicji, 22 granaty oraz 9 sztuk broni krótkiej z amunicją. Następnego dnia, tj. 9-go października wieczorem, opuściliśmy kwatery w lasach kąkolewnicko-turowskich i przybyliśmy przed świtem do Żminnego, do mająteczku pp. Zajączkowskich. Przygotowałem zasadzkę w dwóch miejscach. Jedna grupa ze mną (1+8) zaległa w lesie naprzeciwko Glinnego Stoku, w pobliżu szosy Radzyń Podlaski – Parczew. Druga grupa (1+8) pod komendą st. sierż. Mariana Pakuły „Śmiech”, zajęła stanowiska na trasie Parczew – Wierzbówka – Milanów – kierunek na Radzyń Podlaski.

„Kat Podlasia” nie pojawiał się jednak miejscach, gdzie partyzanci go oczekiwali, w związku z czym w środowisku partyzanckim zaczęto rozpatrywać możliwość większej akcji zbrojnej, za sprawą której Dykow zjawiłby się w oczekiwanym przez żołnierzy AK miejscu, co dałoby możliwość wykonania na nim wyroku. Aby urzeczywistnić ten pomysł 13 października 1943 r. patrol Kedywu zastrzelił w Parczewie współpracującego z Niemcami policjanta Jarmułowicza. Głównym celem przeprowadzenia tej akcji było ściągnięcie gestapowskiego oprawcy na miejsce wykonanego na policjancie wyroku. Wbrew oczekiwaniom kedywiaków, Dykow nie pojawił się na miejscu. Taki obrót wydarzeń spowodował jeszcze większą determinację czynników wojskowych na terenie ziemi radzyńskiej. 15 października złożono komendantowi Konstantemu Witkowskiemu meldunek o nieudanej akcji. Natomiast wyrok na Jarmułowiczu, mający być przynętą dla Dykowa, sam w sobie zakończył się pomyślnie. Komendant Witkowski przyjął meldunek i zażartował: „A teraz na mnie kolej i ja go zrobię” .

Sytuacja nie była jednak zbyt wesoła. Po wykonaniu wyroku na Jarmułowiczu, Tadeusz Golka „Kruk”, komendant III rejonu w strukturze włodawskiego AK – Parczew, został zatrzymany i osadzony w areszcie. Towarzysze broni pozostający na wolności nie widzieli, czy Niemcy mieli świadomość kogo aresztowali. Sprawa stała się poważna, zwłaszcza, że spodziewano się, iż niemieccy żandarmi mogli wszcząć przesłuchania mające na celu wydobycie z Golki cennych informacji o podziemiu. Obawiano się szczególnie powiadomienia radzyńskiego gestapo i dalszych dochodzeń, prowadzonych już w murach więziennych .

Mimo przeciwności, cały czas rozważano koncepcję planu zamachu na Dykowa, starając się zarazem zwiększyć liczebnie oddział Kedywu mający wykonać to zadanie. W drugiej połowie października 1943 r. liczba żołnierzy tego oddziału wzrosła do blisko 60 osób, dowodzenie natomiast objął „spalony” w swoim rejonie por. Zygmunt Teodorowicz „Bej”. Inny partyzant, Jerzy Skoliniec, otrzymał rozkaz stworzenia leśnej Szkoły Oficerskiej, którą zwano również  „oddziałem szkolnym” .

Reorganizacja oddziału, poza innymi celami, miała służyć wdrożeniu kolejnego realnego planu wykonania wyroku na Dykowie. Nowo opracowana koncepcja w tym zakresie zakładała sprowokowanie przyjazdu zbrodniarza do Wohynia. Wieczorem 29 października zarządzono zbiórkę oddziału, w czasie której żołnierzy podzielono na dwie grupy, z czego jedna – 4 oficerów i podoficerów wraz z 35 wojakami – była wyznaczona do akcji bezpośredniej przeciwko Dykowowi. Dowódcą tej grupy został Teodorowicz, podczas gdy całością sił dowodził mjr Witkowski. W składzie wydzielonej grupy, o której pisano powyżej, znaleźli się m.in. pchor. Sewer Zieńczuk „Podbipięta” i szef oddziału st. sierż. Bronisław Pawlina „Gruz”. Drugą grupą, pozostającą na miejscu, dowodził Jerzy Skoliniec.

Radzyńscy kedywiacy dysponowali w tamtym czasie następującym uzbrojeniem: 2 rkmy i 1 200 sztuk amunicji, 1 pm z 140 sztukami amunicji, 33 kb z 3 300 sztukami amunicji, 7 pistoletów z 200 sztukami amunicji i granatów. Zanim rozpoczęto akcję mającą na celu unieszkodliwienie gestapowca, w sąsiednich rejonach AK zarządziło stan pogotowia. O świcie 30 października 1943 r. część żołnierzy stacjonowała w obejściu Czesława Króla w miejscowości Zbulitów. Wojskowi odpoczywali przymierzając się do zjedzenia śniadania. Zgodnie z planem, główne zadanie oddziału polegało na sprowokowaniu przyjazdu gestapowca do Wohynia i tam wykonaniu na nim wyroku. Uprzednio do Wohynia wysłano dwóch wywiadowców, wśród nich Wacława Rożna. W chwili, gdy żołnierze przebywający w Zbulitowie zasiadali do śniadania, pojawił się jeden wywiadowców, przynosząc meldunek, że Dykow przybył do Wohynia swym półpancernym samochodem razem z obstawą złożoną z 5 Ukraińców i 2 Niemców .

Jaki był powód nieoczekiwanego przyjazdu gestapowca do Wohynia? Żeby tę kwestię wyjaśnić, warto cofnąć się do wydarzeń, które miały miejsce kilka dni wcześniej. 27 bądź 28 października 1943 r. zabito pod Milanowem niemieckiego żandarma. Oprócz tego, w lesie Górki, również pod Milanowem, kilka razy wysadzono linię kolejową i w związku z tymi wypadkami „kat Podlasia” udał się do ostatniej z wymienionych miejscowości. Gestapowiec złożył tam wizytę miejscowemu proboszczowi, nakazując, żeby w najbliższą niedzielę – 31 października, a także w czasie Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego ogłosił z ambony obwieszczenie, że jeśli w najbliższym czasie w Milanowie lub w okolicy będzie miała miejsce jakakolwiek akcja podziemia, to odpowiedzialność za nią spadnie na mieszkańców Milanowa. Po wyjściu od księdza udał się do młyna w Wohyniu, by następie zatrzymać się w Bezwoli. Tam u jednego z gospodarzy zamówił gęsi.

Szef obwodu AK Radzyń Podlaski otrzymał kolejny meldunek, w którym informowano, że Dykow, po krótkim pobycie w Urzędzie Gminnym w Wohyniu i u sołtysa w Bezwoli, powziął zamiar powrotu do Radzynia. Niewiadomy pozostawał fakt, jaką trasą pojedzie Dykow. Były dwie możliwości. Mógł wybrać trasę przez Zbulitów Mały i Duży lub szosę Wisznice – Radzyń Podlaski. Natychmiastową decyzję w tej kwestii podjął mjr Witkowski, nakazując przygotowanie zasadzki na szosie między Wisznicami a Radzyniem, w odległości 8 km od stolicy powiatu. Żołnierze małymi grupami i pojedynczo schronili się w lesie, by w szyku ubezpieczeniowym dotrzeć na miejsce zasadzki. St. sierż. Bronisław Pawlina „Gruz” przyszykował dwie wiązki granatów, które zamierzał rzucić na przejeżdżający samochód Dykowa. Ten ostatni odesłał wcześniej auto z obstawą, co znacznie ułatwiło wykonanie wyroku. Ponadto tak duże siły partyzanckie gwarantowały sukces w przypadku, gdyby gestapowiec pojechał drogą, na której oczekiwała go partyzantka. Oddajmy głos jednemu z uczestników tej akcji, Jerzemu Skolińcowi:

Wystawiono obserwatorów, którzy mieli zameldować o nadjeżdżającym samochodzie. Oddział zajął stanowiska ogniowe na skraju polany i oczekiwał na samochód z Dykowem. Wreszcie obserwatorzy zameldowali o zbliżaniu się pojazdu. Samochód wjechał na mostek, wiązki granatów wybuchły prawidłowo pod samym samochodem, który został całkowicie uszkodzony, a huraganowy ogień poraził załogę. Wykorzystując jako osłonę uszkodzony pojazd Ukraińcy zajęli stanowiska i zaczęli gęsto ostrzeliwać nasyp z przeciwnej strony, co im niewiele pomogło. Okrążono ich i wszystkich zlikwidowano. Dykow bronił się do ostatka. […] Müller osobiście wykonał wyrok. Zdobyto polski RKM z 25 magazynkami, 5 kb i sporo do nich amunicji oraz broń krótką. Z samochodu zabrano koce i spirytus […]. Ciała Ukraińców ściągnięto do samochodu, całość oblano benzyną i podpalono.

Odmienną perspektywę omawianych wydarzeń prezentowali Niemcy. Przytoczmy w wolnym tłumaczeniu treść teleksu, wysłanego wkrótce po zamachu na „Kata Podlasia”:

30 października 1943 r. o godz. 12.30 na szosie Radzyń – Wisznice, 10 km na wschód od Radzynia nieznani sprawcy w liczbie około 70 osób zatrzymali funkcjonariuszy Sicherheitspolizei i wywołali pożar. Sturmscharführer (starszy sierżant sztabowy) Klieber, tlumacz Dickhof, szofer Oberwachmeister (starszy wachmistrz) Schupo Klein i jeden strażnik z Trawnik zostali zabici. Cała broń, czyli 1 MG i 1 MP dostały się w ręce bandytów. Sicherheitspolizei przeczesała bezowocnie połać lasu w Bezwoli.

 Niemieckie przeszukania nie mogły dosięgnąć żołnierzy AK, którzy wycofali się marszem ubezpieczeniowym w kierunku Siedlanowa. W tamtejszym lesie poczekali do zmierzchu, by przemieścić się do lasów turowsko-kąkolewnickich, stanowiących w drugiej połowie 1943 r. doskonale funkcjonującą bazę partyzancką. W dzień Wszystkich Świętych partyzanci przeprowadzili kolejną akcję, w której uwolnili więzionego w Parczewie Tadeusza Golkę „Kruka”. Żołnierz ten został później adiutantem oraz zastępcą Konstantego Witkowskiego „Müllera” .

 

Fragment książki Damiana Sitkiewicza
Zbrodnicza działalność Adolfa Dykowa (1907-1943)
– funkcjonariusza Gestapo w Radzyniu Podlaskim,
Towarzystwo Nauki i Kultury „Libra”, Radzyń Podlaski 2019.
Tutaj pobierzesz całą KSIĄŻKĘ